Jestem fizycznie wykończony. Niewyspany z niedzieli, w poniedziałek przeżyłem zajęcia do 19:30, do 21:30 „sztuki walki”, powrót autobusem do domu, nocna rozmowa z dziewczyną, o 4 w nocy pobudka przez problemy z własnym ciałem. O 7:26 autobus na zajęcia. W połowie zajęć – nagła sprawa, powrót do mieszkania, znów powrót na zajęcia. O 17 autobus powrotny, o 20 adoracja, spotkanie na herbacie u księdza, 23 powrót do domu. Łydki na mnie krzyczą. Jest taka zasada – prawie każdym ćwiczeniem można się zmęczyć, jeśli się tylko bardzo mocno wczuć. Nie wczuwam się w machanie rękami i w bieganie wokół sali – jednak podczas „pozorowanej walki” to już owszem, to już tak. Nie jest to opis dni maksymalnego wysiłku – moje zmęczenie wynika, przede wszystkim, z nieprzyzwyczajenia. Taki moment, kiedy psychicznie niezbyt mi się chce, a fizycznie chcę zasnąć i obudzić się koło 17 to dobry moment, żeby napisać notkę o cierpieniu.
Cierpienie i ból to w zasadzie synonimy, używamy słowa cierpienie, gdy mamy na myśli „duży ból”. Słowo „cierpienie” jest bardziej negatywnie nacechowane emocjonalnie. Ból należy do sfery „uczuć”. Uczucia nie są czymś „duchowym”, mają wymiar czysto ewolucyjny, służą do przetrwania gatunku. Kto podporządkowuje się swoim uczuciom, ten oddaje się pod władzę przestarzałym mechanizmom, które, w długim okresie, do niczego nie prowadzą. Gdy ateista podporządkowuje się uczuciom, ucieka przed bólem, goni za przyjemnością – zamienia służbę Bogu na służbę starego, niedołężnego sługi ewolucji. Gdy katolik podporządkowuje się uczuciom – sprzeniewierza się wielu podstawom wiary, jak choćby temu, że to Bóg ma być na pierwszym miejscu.
Moim zdaniem powyższy opis jest, w zasadzie, pełny. Wszystko, co napiszę jeszcze na ten temat, będzie już tylko omówieniem, opisem szczegółowym konkretnych przypadków lub próbą przełamania mechanizmów umysłu...
Podstawowymi narzędziami, skłaniającymi poszczególne gatunki do przetrwania są instynkty. Mimo niekwestionowanej siły mają minusy – m.in. brak im uniwersalności. Zwierzę nie wykorzysta pożądania seksualnego lub głodu gdy znajdzie się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji, np. napotka nieznane sobie z wyglądu i zapachu stworzenie. Instynkty kształtują się powoli, na przestrzeni wielu pokoleń, dlatego nie nadają się do regulowania nowych sytuacji. Tu z pomocą przychodzą „ból” i „przyjemność”. Gdy pies napotka jeżozwierza to przy pierwszym ukłuciu zrezygnuje z prób kopulacji, a po kilku poważniejszych ranach odstąpi również od prób pokonania i zjedzenia przeciwnika. Głód definiuje to, że pies je, co jest sprawą dość uniwersalną i ponadczasową. Z zasady, jeśli pies nie je, to po jakimś czasie umiera. Jednak to przyjemności odpowiada za to, co pies je, gdyż „dostępne menu” zmienia się zbyt dynamicznie, aby sam instynkt poradził sobie z jego dobieraniem. Jednak (prawdopodobnie) tylko nieliczna grupa istot potrzebuje przyjemności do regulowania prokreacji. Dlaczego? Gdyż mniej inteligentne zwierzęta nie rozpatrują długich ciągów „przyczynowo-skutkowych”, nie potrafią też w żaden sposób przeciwstawić się instynktom – im wystarcza bodziec, w odpowiednim momencie, aby chciały go zaspokoić. Zaspokojenie instynktu jest wystarczającą nagrodą. Jednak u bardziej rozwiniętych zwierząt oraz ludzi „gody” są dużo trudniejsze i bardziej czasochłonne, gdyż poziom komunikacji jest wyższy. Gdy dołożyć do tego, ojojojoj, połączenie aktu seksualnego z bolesną i problematyczną ciążą w jeden ciąg przyczynowo skutkowy to każda nie myśląca bardzo długoterminowo jednostka dojdzie do wniosku, że seks się, po prostu, nie opłaca. Rezygnuje – nie ma dzieci – jej linia genetyczna wymiera, z powodu nadmiaru inteligencji. Jednak zbyt mało inteligentne osobniki również wymierają – nie wytrzymując konkurencji z lepiej przystosowującymi się „inteligentami”. Któż więc przeżywa? Ten, u którego wykształcił się odpowiedni mechanizm, „przyćmiewający” minusy kopulacji. W miarę rozwoju inteligencji doszedł jeszcze mechanizm „zakochiwania się”, mający tymczasowo ogłupić i tym stanie doprowadzić do kopulacji, mimo jej ewidentnych minusów. Po cóż więc ten ból, który powoduje tyle problemów i wymaga masy skomplikowanych mechanizmów, od zakochiwania po „samousprawiedliwianie”? Do „obrony przed śmiercią”. Z perspektywy ewolucji - lepiej, żeby zwierzę nie kopulowało niż umarło – jeśli umrze to już na pewno nie będzie kopulować, jeśli nie umrze to wciąż jest szansa na potomstwo. Poza tym - sam fakt urodzenia potomstwa jest dla ewolucji niewystarczający, ono ma jeszcze przeżyć i też mieć potomstwo, które również będzie miało potomstwo... Stąd naturalny u kobiet strach przed ciążą – dzięki niemu trochę uważniej dobierają partnerów, dzięki czemu zwiększają swoją szansę na wychowanie potomstwa, a co za tym idzie na przekazanie genów „dalej”. Berek.
Ból ma nas chronić przed śmiercią. Z powodu rozwoju inteligencji instynkty straciły swoje dominujące znaczenie – jednostka opierająca się ślepo na przestarzałych instynktach ma mniejsze szanse na przeżycie niż jednostka, która potrafi budować ciągi przyczynowo-skutkowe i wyciągać z nich wnioski. Jednak jednostka, która nie odczuwa bólu, lub zupełnie się nim nie kieruje – zwykle umiera bardzo młodo, przed wydaniem na świat jakiegokolwiek potomstwa. Również jednostka, która w życiu zupełnie nie kieruje się przyjemnością, najprawdopodobniej nie będzie miała dzieci – nie będzie jej się chciało marnować takiej ilości czasu i energii na coś, co przynosi ból i jeszcze większą stratę czasu i energii. Dlaczego tak trudno człowiekowi uświadomić sobie, że ból nie jest zły, a przyjemność nie jest dobra? Że to tylko sygnały wysyłane przez nasze ciało przez odpowiednie receptory, mające poinformować nas o czymś, co potencjalnie może doprowadzić nas do utraty bądź życia, bądź możliwości przekazania życia dalej. Dlaczego? Po pierwsze – jesteśmy „zaprogramowani” na słuchanie tych sygnałów – o ile instynkty szybko się zdewaluowały, to ból i przyjemność wciąż odgrywają wielką (lecz coraz mniejszą) rolę w przetrwaniu gatunku. Skoro jest to w nas tak silne to wydaje nam się, że nie jesteśmy w stanie tego zmienić, że to może mieć jakieś „nadprzyrodzone korzenie”, aspekt duchowy itd. Po drugie – mamy w głowie całą masę mechanizmów, mających utrudnić nam wyzwolenie się spod władzy bólu i przyjemności, a także takich, które mają ból zdewaluować, gdyby okazał się sprzeczny z interesem ewolucji – czyli utrudniał przeżycie. Do tych mechanizmy trudno się gniewać – po prostu robią swoją pracę. Utrudniają człowiekowi poznanie prawdy o samym sobie, gdyż ci, którzy ją poznawali, zwykle ginęli z braku oparcia. Skoro nie mogli już budować na przeżyciu i na systemie ból/przyjemność, sami nie wiedzieli na czym mają budować. Nasz umysł jest, w ogromnym stopniu, „produktem ewolucji”, mimo, że wielokrotnie ją przewyższa. Ponieważ ewolucja ma jeden cel – nasz umysł ma wbudowane wiele mechanizmów, mających ten cel realizować.
Czytając mój tekst można by dojść do mylnego wniosku – że należy zwalczać uczucia. To byłby błąd. Nie należy ich niszczyć, tak jak nie należy odcinać sobie nogi tylko i wyłącznie dlatego, że jest produktem ewolucji i miała służyć jej celom. Zarówno uczucia, jak i noga mogą być przez nas dobrze wykorzystane. Uczucia potrafią napędzać umysł do działania, potrafią ochronić nas przed stagnacją. Jedne uczucia, pożądane, mogę zastąpić inne, których kierunek nam się nie podoba (ja zastępuję strach ciekawością, a gniew i nienawiść współczuciem).
Gdy zranimy się w nogę, to ból, który informuje nas o problemie, jest dobry. Dzięki niemu możemy odpowiednio wcześnie zareagować i zatamować krwawienie. Jeśli uważasz, że problemem jest ból, a nie to, o czym informuje, to „Mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu.” (Andrzej Sapkowski).
PS Nie lubię twórczości Andrzeja Sapkowskiego, choć przeczytałem całą sagę o Wiedźminie. Nie podoba mi się styl, ani ideologia prezentowana przez tego autora. Moim zdaniem te książki są za mało subtelne, zbyt przewidywalne, wulgarne i dosłowne. Oraz zbyt „populistyczne”. Lubię jednak cytat o gwiazdach odbitych nocą na powierzchni stawu i to mi wystarcza, aby go użyć. Bo działa.
PS Nie lubię twórczości Andrzeja Sapkowskiego, choć przeczytałem całą sagę o Wiedźminie. Nie podoba mi się styl, ani ideologia prezentowana przez tego autora. Moim zdaniem te książki są za mało subtelne, zbyt przewidywalne, wulgarne i dosłowne. Oraz zbyt „populistyczne”. Lubię jednak cytat o gwiazdach odbitych nocą na powierzchni stawu i to mi wystarcza, aby go użyć. Bo działa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz