Spójny tekst o niespójnej kompozycji.
Pamiętam, jak jakieś półtorej, może dwa lata temu objechałem Altenę, przyjaciółkę z forum, za to, że zaprzepaściła marzenia. Miała tworzyć Dwór, miejsce, gdzie ludzie mający dość małostkowości, chamstwa, zimna... mogliby się schronić. Zapomniała, popadła w swoją rutynę, w swoje "ważne sprawy", w drobnostki, w pieniążki, w książeczki. Według języka GTO - stała się taka "jak inni dorośli". Popadamy w swój mały, egoistyczny świat, tworzymy go i poświęcamy mu swoje myśli i swój czas, aby odsunąć myśli od spraw naprawdę ważnych, trudnych, bolesnych. Ja też - miałem tworzyć małe, otwarte i szczęśliwe społeczeństwo, a tak często próbuję ustawić się "żeby było wygodnie", tak często kminię "jak ja sobie dam radę w przyszłości". Pierdolenie dorosłego.
To też nie jest tak, że dorośli są źli, a młodzi są dobrzy. W GTO młodzież myśli o innych, szuka prawdziwych przyjaźni, chce być kochana. Podstawowym problem jest odrzucenie, przez nauczycieli, przez rówieśników, przez rodziców. Japończycy w mangach potrafią pokazać, że rodzice potrafią być zwykłymi chu***. Coś, na co kultura europejsko-amerykańska nijak nie potrafi sobie pozwolić. U nas tego problemu nie wolno pokazywać, u nas zawsze rodzice kochają swoje dzieci, tylko nie potrafią tego okazać, ale to dobrzy ludzie. Heh, cóż za kawał. Ja wiem, że moja mama mnie kocha, ale co to zmienia, skoro okazuje to raniąc mnie? Cóż z tego, że wiem, że ona tak jak i ja jest strasznie samotna w środku, że też marzy o tym, żeby ktoś ją zrozumiał, przytulił, skoro jej ramiona by mnie znów złapały w klatkę ciągłych wymagań, oskarżeń, zastraszeń. To podstawowy problem ludzi - że jesteśmy samotni, ale nie potrafimy sobie wzajemnie pomóc, ranimy się, uciekamy, oszukujemy. Nie oddam się pod władzę mamy bo wiem, że jej to nie pomoże, a mnie zniszczy. "Rodzina" to takie straszne miejsce.
Dziś w nocy obudziły mnie polucje. Cholerna słabość ciała. To NIE jest przyjemne. Dla mnie różnica między orgazmem a polucją jest taka, jak między zwykłym odlaniem się, a posikaniem się z bólu. Niby tu i tu wydalamy płyn, ale to jednak inny rodzaj doznania.Tak czy inaczej - człowiek obudzony o 2:12 myśli w trochę inny sposób niż normalnie. Podczas mycia uświadomiłem sobie, że zdradziłem przyjaciół. Dawno, dawno temu, kiedy nawróciłem się, kiedy zaczynałem być szczęśliwy - aby to osiągnąć przeszedłem niewidzialny mur, a Kicu i Weronika zostali po drugiej stronie, a ja, niezależnie od wysiłków, nie mogłem przyciągnąć ich do siebie. Tak jak dyrektor może z kumpli zrobić podwładnych, ale nie może zrobić z nich "dyrektorów", tak ja mogłem dawać przykład swojego życia, wciągać ich w to, co sam wiem, ale nie mogłem ich przez to realnie przybliżyć do prawdy. Mogłem ich bombardować moimi kontaktami z prawdą, włączyć ich do mojego życia, ale dzięki temu nie staliśmy razem za murem, nie staliśmy razem dotykając prawdy. Prawda jest w nas samych i tylko my sami możemy ją odkrywać, nikt za nas tego nie zrobi. To potrafi rozerwać człowieka, ta bezsilność połączoną z chęcią. Jednakże - tak ma być. Człowiek nie jest dla innego człowieka zbawicielem, nie może na siłę nauczyć go prawdy. Gdy idziemy do innego człowieka to nie idziemy do prawdy, gdy chcemy mieć udział w jego poznaniu prawdy - to dotykamy jego poznania, ale nie dotykamy samej prawdy. To wszystko, choć cholernie wkurzające - jest podstawowym gwarantem wolnej woli.
Czy żałuję zdrady? Nie. To nie tak. Bóg wymaga pełnego oddania Bogu, wymaga pełnego "ubóstwa" i robi to dla naszego dobra, aby nas wyzwolić. Dopóki ktoś lub coś jest dla nas ważniejsze - jesteśmy zniewoleni. Wymóg "ubóstwa" jest dużo bardziej radykalny niż zdaje sobie z tego sprawę większość teologów. To nie tylko sprzedanie wszystkiego, co się ma, to również wyzwolenie się od wszystkiego i wszystkich. Nie mogłem zbliżyć się do Boga i być szczęśliwym bez przekroczenia niewidzialnego muru, jednakże bez zrozumienia tego, że była to zdrada, nie mogłem zrozumieć w pełni tamtych wydarzeń.
Kuraw, jacy ludzie są samotni w swoim egoizmie i w swoim altruizmie, w zdrowiu i w chorobie, wśród ludzi i samotnie. Dotykamy swoich wierzchnich warstw, boimy się sięgnąć głębiej, boimy się ukazać więcej i przez to - nasze wnętrze jest zawsze samotne.
"Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście."
OdpowiedzUsuńWyzwolenie sie od czlowieka jest niczym innym, jak wyzwoleniem sie od Boga. Sztuka dla sztuki nie przekonuje mnie zbytnio. Twoje "ubóstwo" wyzwala- pokusze sie wiec o cytat z 1984: "Wolność to niewola". Oczywiscie jest to temat na duzo szersza dyskusje, niz komentarz na blogu, dlatego rzucam tylko hasla, ale dzieki temu moge przytoczyc kolejny cytat (tym razem z Wladcy Pierscieni): "Plansza rozstawiona, pionki ruszyły". GL&HF