piątek, 4 maja 2012

Zwątpienie +1


To nie ból jest problemem, a przynajmniej nie powinien być. Kiedy ktoś wchodzi w „tryb buntowniczy”, gdy zauważa/uważa, że świat, który go otacza, oparty jest na kłamstwie - często zapalnikiem jest właśnie ból. Może nim być jednak bezsenność, dziwna książka, przykład w szkole, oderwana myśl. Usunięcie zapalnika nie spowoduje, że bomba przestanie być bombą. „Nie ma powrotu do sytuacji sprzed klaskania”, jeśli ktoś przejdzie na „drugą stronę społeczeństwa”, to wróci jako ktoś inny. Można powrócić przepalając sobie kilka bezpieczników, niczego nie osiągnąwszy, można znaleźć odpowiedzi.

Większość ludzi nie potrafi uzasadnić swojego istnienia, co powoduje brak fundamentów w działaniach. Nie myślę o istnieniu, więc jestem - norma postępowania. Nie ma w tym nic dziwnego, ciężko w kulturze znaleźć jakąkolwiek motywację do (w końcu) tak desperackich poszukiwań, które w pewnym punkcie wymagają zaparcia się i odrzucenia samego siebie. Dosłownie. Coś takiego jest społecznie nieopłacalne, na prawie każdym etapie poszukiwań jednostka jest bardziej „nieprzydatna ewolucyjnie” od jednostki nieposzukującej (poza specyficznymi warunkami, których ewolucja, jako zasada opierająca się na dużych liczbach, zwykle nie bierze pod uwagę).
Na spirali historii stosunkowo niedawno poddano w wątpliwość wszystkie zasady społeczne, filozofie i religie. Dzisiaj, powoli, poddaje się w wątpliwość samą wątpliwość, ale to samo nie zastąpi systemu filozoficzno-moralnego. Mimo chrześcijańskiego światopoglądu - uważam za wspaniałe przewartościowanie świata, otwarte pytanie o przyczyny. Uważam, że nieświadoma, uciekająca od pytań wiara ma zupełnie inną wartość niż wiara, która chce siebie zrozumieć (mówiąc otwarcie, myślę, że ta pierwsza nie ma żadnej wartości).
Człowiek może przetrwać nieograniczony ból, jeśli ma ku temu dobre powodu. Ktoś wstaje rano i widzi rodzinne kłótnie, od przedpołudnia do wieczora stres, a noc to pustka - jeśli na pytanie „po co to wszystko” nie znajduje odpowiedzi... To nie ból jest problemem - ból jest informacją o problemie, biologiczną sprawą, częścią życia. Nic złego. Ogólny brak autorytetów i zwątpienie również nie jest problemem - gdyby dziś stały stare pomniki to pewnie sam zajmowałbym się walką z „fałszywymi bożkami”. Ludzie nie czczą pieniądza dlatego, że są do niego jakoś wybitnie przywiązani - po prostu nie znaleźli bardziej przekonywującej ideologii. Problemem jest strach przed utratą gówna, w które się wpadło - gdy ktoś odkryje, że „społeczne wartości” są nic nie warte, po pierwszych, dość gorączkowych poszukiwaniach, zadomawia się w tym przekonaniu, „wątpliwość” staje się jego ideologią i odpowiedzią, mimo, że nic nie tłumaczy i w niczym nie pomaga. Strach przed daniem się oszukać przez innych, strach przed samooszukiwaniem, strach przed bólem zmiany, strach przed zasadami...
Gdy człowiek prawdziwie poszukuje to najprawdopodobniej będzie oszukiwany i będzie oszukiwał siebie prawie cały czas. Znajdzie okruch czegoś prawdziwego i wplątując go w swój światopogląd, przy okazji nawrzuca tam mnóstwo syfu. W socjologii mówi się o wieku, w którym krystalizują się poglądy człowieka. Zważywszy na ogrom zagadnień związanych z człowiekiem, światem, sensem życia i fizyką - nie ma określonego czasu, po którym człowiek przyswoi wszystkie ważne informacje i może już spokojnie jeść ciastka i czekać na wieczną emeryturę. Krystalizujące się poglądy są wynikiem zniechęcenia szukaniem, strachu przed kolejnymi zmianami, przed tym, że „zmarnowało się całe życie”.
Pisząc skupiam się na strachu, bo po prostu się go nie zauważa i nie docenia. To nie jedyny problem w poszukiwaniu wartości w życiu - a to co piszę ktoś kiedyś również przewartościuje, wytknie błędy i mam nadzieję - postawi na tym coś lepszego. Piszę w ramach tego, co sam dziś wiem. Boję się jak cholera - własnych błędów - ale z tym walczę i robię, tu i tam, swoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz