piątek, 7 października 2011

Edukacja medialna w praktyce

Po co jest edukacja medialna?
Przecież, żeby coś wypromować, potrzeba poparcia mediów – a jakie media zechcą poprzeć coś, co zmniejsza ich efektywność.
Mogłoby się jednak zdarzyć, że z powodu popytu na edukację medialną, znaleźliby się chętni do pisania o tym. Natykamy się tu jednak na pewne trudności – po pierwsze i mniej istotne, media tworzą popyt. Media nie chcą edukacji medialnej, więc nie tworzą popytu na EM. Proste. Druga trudność – edukacja medialna jest wbrew ewolucji. Ponieważ w stadzie zawsze powinno być więcej słuchających rozkazów niż wydających je, więcej jest ludzi słuchających. EM ma uczyć ludzi samodzielnego myślenia, a większość ludzi chce się tylko od kogoś dowiedzieć CO ma myśleć. Tego chcą, tego szukają i to im wystarcza.

Nie ma więc ani parcia odgórnego, ani parcia oddolnego. Więc gdzie?
Może prywatna szkoła dla dzieci dzisiejszych wydających rozkazy. Oni powinni chcieć, aby ich dzieci potrafiły samodzielnie myśleć. Ale kto tak naprawdę wydaje rozkazy? W partii mamy „dyscyplinę partyjną”, w biznesie powielanie zachodnich schematów... Czy naprawdę trzeba samodzielnie myśleć żeby odnieść sukces? Nie, w sumie nie. Dlaczego więc ludzie „na szczycie” mieliby chcieć, aby ich dziecko uczyło się o edukacji medialnej? W ogóle – po co im dziecko i co ich ono obchodzi?
Ci, którzy samodzielnie myślą – sami to rozwijają, Ci, którzy myślą niesamodzielnie – też to rozwijają. No one cares, żeby nie być manipulowanym.
Więc jak ktoś już bardzo chce się tym zajmować, to zostaje mu albo praca naukowa – czyli doktorowanie i profesorowanie o praktycznym wpływie mediów i zupełnie teoretycznym przeciwdziałaniu temuż.
Można też – wplatać wątki. To ogólnie dobry pomysł – zajmujemy się publicystyką w „Uważam Rze”, albo jakąś pisaniną w „Wyborczej” i co jakiś czas delikatnie wrzucam wątek o tym, jak się bronić przed manipulacją. Nigdy wprost, nigdy cały artykuł – tylko jakoś bokiem. Takie tajne, podziemne nauczanie.
Można też pisać książki fabularne i gdzieś tam wrzucać motywy. Jeśli książka będzie ciekawa, a wątek na tyle ukryty, że media nie zwrócą na to uwagi – przejdzie i będzie się sprzedawać.
I tak oto – pozdrawiam wszystkich edukatorów medialnych.

A, zapomniałem. Jeszcze w Internecie teoretycznie można. Ale w praktyce - albo krzyczymy głośno i EM wychodzi nam ideologiczna nagonka, że musisz myśleć samodzielnie, że to Twój obowiązek, że chcesz bo ja Ci każę itd. W necie jest duży szum i żeby ktoś człowieka zauważył, trzeba podskakiwać i wymachiwać. A jak się czymś delikatnym wymachuje, np ciastkiem z kremem, to się nam może ciastko pokruszyć i krem wylecieć. Można też, jak ja, pisać sobie dla siebie, ale krąg oddziaływania "pisarstwa dla siebie" jest zerowy, więc w praktyce - nie nadaje się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz